sobota, 10 sierpnia 2013

The third chapter

   Promienie słoneczne wlatywały przez moje okno
do pokoju i oślepiały mnie niemiłosiernie. Był ciepły
sobotni poranek. Za oknem dało się słyszeć śpiewy
ptaków oraz dzieci sąsiada bawiące się w ogrodzie.
Zerknęłam na budzik, który leżał na komodzie obok
lampki nocnej. Było już po 11. Wow. Rzadko
zdarzało się, że budziłam się tak późno. Byłam raczej
rannym ptaszkiem i nie lubiłam tak długo spać.
Ziewnęłam i przeciągnęłam się na łóżku po czym zdjęłam
z siebie kołderkę w różne kolorowe kwiaciaste wzorki
Bardzo lubiłam tę pościel.
- Aaaayy...-Wstałam zamknęłam oczy i jeszcze raz się
przeciągnęłam.'' No Laurel. Czas było by się ogarnąć.''
Podeszłam do szafki z ubraniami i wzięłam z niej
Ulubioną luźną siwą koszulkę na ramiączkach z
napisem ''FREE HUGS'', jeansowe krótkie spodenki i
koronkowa bieliznę. Zamknęłam drzwiczki od
szafy i spojrzałam niżej na półkę, na której stały różne
pamiątki ważnych dla mnie, ale najważniejszą z nich
była mała figurka aniołka stojąca na środku. Dostałam
ją od Justina na moje 8 urodziny. Przypomniały mi się
jego słowa, które powiedział mi tego dnia :

''Laurel twój anioł stróż
zawsze będzie cię chronił''

W tym samym momencie przypomniałam sobie o tym
co się wydarzyło wczoraj, a raczej co się nie wydarzyło.
Położyłam się s powrotem na moim jedwabiście miękkim
łóżku. Zamknęłam oczy i zaczęłam rozmyślać nad
wczorajszą sytuacją. Co było by gdyby mnie pocałował.
Co było by gdyby nam tak bezczelnie nie przeszkodzono.
Ciekawa jak całuje. Zaczęła mi się przypominać jego
niebezpieczna bliskość, jego jego piękne oczy. Z bliska
były o wiele, wiele piękniejsze. Jego wydajne usta, jego
miętowy oddech, hmm... pewnie żuł gumę.
TRAAA!!!- wystraszona zerwałam się na równe nogi.
Ze dworu słychać było trzask bijącego szkła. Biegiem
podeszłam pod okno i podniosłam całkowicie roletę.
Dzieciaki z sąsiedztwa zbiły szybę grając w piłką.
Uuu... współczuję tym bliźniakom. Mają niezbyt
wyrozumiałego ojca. Nieraz słyszałam krzyki i płacze
tej dwójki. Czasem mnie się to wydawało dziwne bo
ich tata był policjantem. No nic idę wziąć prysznic.

Już wyszłam z łazienki i schodziłam po schodach.
Przeszłam przez korytarz i weszłam do kuchni. W
powietrzu czułam zapach świeżo parzonej kawy.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry.- opowiedzieli mi rodzice nie zwracając
na mnie uwagi
- Co jest na śniadanie?
- To co widzisz w lodówce.- zerknęła mama na mnie
kończąc swoją kanapkę z ogórkiem, rzodkiewką i
szynką.
- Aha - otworzyłam drzwiczki lodówki i pierwsze
co mi się rzuciło w oczy było mleko i żółty ser.- A jest
może kakao?
-Sprawdź sobie w szafce i zamykaj lodówkę bo się
popsuje.
Dzięki za pomoc MAMO. Wyciągnęłam produkty
z lodówki i ją zamknęłam. Następnie podeszłam do
półki z przyprawami, mąkom i innymi produktami
spożywczymi. Zaczęłam szperać po szafce.
- Mamo nie ma go tu.
- Musi być. Ostatnio kupiłam nowe pudełko.
- No ale nie ma- na te słowa mama westchnęła
ciężko i podeszła. przestawiła kilka torebek z
różnymi produktami i znalazła. Znajdowała się w
samym rogu.
- I co nie ma? - zapytała. Na jej słowa tak mi się
zrobiło głupio.
- Przepraszam. To dlatego, że jestem niska, a torebka
z kakaem znajdowała się na górnej półce. - broniłam
się. Mama usiadła i dopiła swoją kawę, a ja szykowałam
sobie śniadanie.

   Po zjedzonym posiłku poszłam do swojego pokoju
odpocząć chwilę zanim wybiorę się z Katy nad wodę.
Właśnie! W czym ja pójdę? Muszę naszykować jakiś
strój. Otworzyłam górną szufladę mojej
komody, w której znajdowały się biustonosze i zaczęłam
szperać po niej na samym dnie moim oczom ukazały
się 3 stroje kąpielowe. Wyciągnęłam je i rzuciłam na
nie pościelone łóżko. Hmmm... Później się je złoży.
Dwa stroje stroje były dwu częściowe, a jeden
jedno częściowy. Chyba by mnie pojebało gdybym go
założyła. Automatycznie wrzuciłam go do szafki.
Został mi do wyboru jeden albo drugi. Wole błękitny
niż zielony wiec go wybrałam. Dobra stój już mam.
Poszłam się przebrać ba zaraz przyjedzie Katy.
Schodziłam na dół po drewnianych zakręconych
schodach, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. To na pewno
była ona. Byłam już przy drzwiach. Pociągnęłam
klamkę i je otworzyłam. W nich stała Katy bawiąca się
Rufusem - moim owczarkiem niemieckim. Bardzo
kocham wszystkie psy zwłaszcza te większe obronne
typu owczarki, labradory, husky i inne. Rufus uwielbiał
kiedy Katy do nas przychodziła. Zawsze się cieszył na
jej widok.
- Hej.
- Hejka skarbie. Już gotowa?
- Poczekaj chwile tylko mamie powiem, że już
jedziemy. Ok?
- No spoko. Pójdę z tobą.
Cała rodzina odpoczywała przed telewizorem.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry.
- Mamo, to my już idziemy.
- Dobrze. Udanej zabawy. - odparła - Tylko się nie
utopcie. - dodała z uśmiechem na co ja przewróciłam
oczyma.
- No dobrze. Aż takie gamoniem to ja nie jestem.
Idziemy pa.- w tym momencie przypomniało mnie
się jak ja miałam 7 lat topiłam się. Na szczęście
tata Justina uratował mnie.
- Do widzenia.
- Po co mówiłaś '' do widzenia'' jak prawie co
mówiłaś ''dzień dobry''? - rzuciłam jej pytające
spojrzenie lekko się uśmiechając.
- No wiesz, trzeba być kulturalnym trzeba, a po
drugie masz fajnego brata.- uśmiechnęła się
głupkowato.
- A po trzecie on nie jest głuchy i nas słyszy.
- O cholera.- Katy zrobiła zaskoczone oczy,  a
otwarte usta w kształcie litery ''o'' zakryła rękom.
- Hyh. Może chodźmy już zanim znowu coś głupiego
wypalisz.
- To nie było głupie. To była prawda. - usłyszałyśmy
jakiś męski głos. To był głos Logana. Oparty o ścianę
słuchał naszych rozmów. Miał zalotne spojrzenie w
stronę Katy.
- Ty nas nie podsłuchu, a ty choć.
- Ja was nie podsłuchuje. Po prostu was w całym domu
słychać - znowu to zrobił uśmiechnął się ty idiotycznym
uśmieszkiem. Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie i
wyszłyśmy.
- Pa dziewczyny.
 Byłyśmy już na dworze. Było bardo gorąco. Nie
wiem do 30 stopni Celsjusza.
- Idę po rower, a ty już pomału jedź. Ja cię do gonie.
- Okej.

   Już byłyśmy na miejscu. Objechałyśmy dookoła
staw by znaleźć jak najlepsze miejsce na wypoczynek.
- Ej tam jest fajne miejsce. - Katy wskazała palcem na
piaszczysty brzeg, wokoło którego było wiele krzaków.
Niedaleko niej skakali do wody jacyś chłopcy.
Jak dojechaliśmy do tego miejsca ta ''plaża'' była jeszcze
bardziej urocza. Szybko zrzuciłyśmy z siebie zbędne
ubrania i wskoczyłyśmy do wody. Mój tata zawsze
mówił, że zanim wejdziemy do wody trzeba się zawsze
obmyć, zanurzyć się całym od stóp do głów,
przeżegnać i dopiero można pływać. Ona też tak robiła.
- Ale ta woda jest super, taka ciepła.
- Idź tam dalej.- wskazałam na głębszy teren - to jest
gliniany staw więc woda całkowicie się nie nagrzeje.
Nie powinniśmy się tutaj kąpać, bo zimna woda miesza się
gwałtownie z ciepłą woda tworząc wir, który może cię
wciągnąć.
- Kujon - zachichotała, położyła się na wodzie i zaczęła
dryfować na tafli wody. Jak ona to robi? Ja tak nie potrafię.
Za każdym razem szłam na dno jak Titanic.
- Umiesz tak?- zrobiła minę jak u kaczuszki na co ja jej
opowiedziałam wodą. Zamachnęłam się i uderzyłam z
całej siły w wodę obryzgując ją.
- A tak umiesz? -zapytałam się szczerząc i śmiejąc się.
- Naprawdę chcesz tego? - zapytała ze sztuczną groźba w
głosie.
- No dalej, przegrasz! - próbowałam ją sprowokować i
chyba to mi się udało, bo zanurkowała i w mgnieniu
oka była przy mnie. Złapała mnie za nogi i próbowała
mnie przewrócić. Udało jej się to. Teraz byłam już pod
taflą wody. Zanurzyłam się cała. Katy w końcu brakło
powietrza i wynurzyła się. Wtedy się wyskoczyłam i ją
opryskałam. Cała bitwa trwała 2 może 3 minuty. Nagle
brzegu od strony usłyszałam dźwięk dzwonka
telefonicznego. To był mój iPhone
-Dokąd idziesz? - zapytała gdy ja wychodziłam by go
odebrać.
- Ktoś do mnie dzwoni.
- Pewnie Justin chyba ze masz jakiegoś innego- obstawiła
Katy.
- Nie jestem z nim i z żadnym innym. Przestań już.
- I kto to? - zapytała powtarzając się.
- Justin.
- Haa! Zgadłam. - Przewróciłam oczami. Nacisnęłam
kciukiem zieloną słuchawkę.
- Hallo?
- Laurel?
- Cześć Justin.
- Hejka. Co tam?
- No wiesz słońce, gorączka , a ja z Katy nad stawem
jesteśmy. Opalamy się pływamy i urządzamy sobie
bitwy wodne. - z uśmiechem na twarzy czekałam
na to kiedy coś odpowie i kiedy usłyszę jego perfekcyjny,
anielski, lekko zachrypnięty głos.
- Szkoda ze nie jestem z wami. Też bym się z wami tak
pobił.
- Heh... rzeczywiście szkoda. A ty co robisz?
- Z kumplem nad jakimś jeziorem jestem. Nie wiem gdzie.
- Z jakim ?
- Z Ryanem.
- Aham... pozdrów go ode mnie. Justin nie odpowiadał, ale
w słuchawce było słychać jego stłumiony głos. Rozmawiał
z kimś. Pewnie przekazuje moje pozdrowienia.
- A ty masz pozdrowienia od niego.
- Ej, jeżeli chodzi o jutro to o której mogę o ciebie
przyjechać?
- Hmmm... O której chcesz.
- Noo to jaa będę o siódmej pod twoim domem czekać.
Mówiłem ci już, że mam prawo jazdy i własne autko - na
te słowa przewróciłam w
jego głosie dało się słyszeć dumę, że pierwszy w klasie
ma samochód. Lepiej żeby się nie zabił jeżdżąc nim.
Co ja wygaduje?! Czemu miałby się zabić? ja to też mam
pomysły.
- Mnie pasuje.
- A i jeszcze nie pojedziemy do kina. Nie gniewasz?
- A gdzie pojedziemy?
- A to już niespodzianka.- roześmiał się - I przez całą
drogą zawiąże ci oczy.
- Co?! - spoważniałam na te słowa.
- Niespodzianka to niespodzianka. Ja już kończę później
zadzwonię. Pa
- Pa. - Justin się rozłączył.
Odłożyłam telefon na suchym ręczniku, i podeszłam do
Katy, która stała w wodzie do kola.
- Hej, i co tam Justin mówił?
- A nic ciekawego.
- Taa, nic ciekawego - Katy przymrużyła oczy skrzywiła
usta i kiwała głowom.
- Masz pozdrowienia od Justina i Ryana - próbowałam
zmienić temat.
-Aww, jak słodko- zachichotała potrzyma złapała mnie za
rękę w głąb stawu.

   Tego dnia słońce rzeczywiście przygrzewało i to
mocno. Na niebie nie było ani jednej chmury, a krzewy
i drzewa dawały naprawdę mało cienia.
- Ej Laurel tam ktoś jest- Katy wskazała na
drzewo, na którym rzeczywiście ktoś stał. To jakiś człowiek.
Obserwował nas.
- Ej on nas obserwuje.- szepnęłam.
On nagle zeskoczył z gałęzi do wody. Nigdzie go nie było.
Nie było go widać w wodzie. Może on się topi. Podeszłyśmy
Bliżej brzegu i obserwowaliśmy czy coś się porusza w
wodzie, choćby najmniejszy ruch. Nic. Jag by się rozpłyną.
- Może on się utopił- rzuciłam pierwszą swoją myśl.
- Tak szybko?
Nagle z nad tafli wody 5 metrów od nas wyłonił się.
- Ty suko! Idziesz ze mną!



***

Nie wiem ten jbff jest beznadziejny
rozdział ten jest znacznie dłuższy od ostatniego
Jeśli jest coś nie tak z pisaniem to proszę informować mnie
o moich błędach (nie chodzi mi o ortograficzne tylko o takie
jakie popełniłam w poprzednim rozdziale)
wiecie człowiek uchy się na błędach i dziękuje tym osobom
które mnie poinformowały o moich poprzednich błędach 
mam nadzieje ze wam się spodoba
następny rozdział wydam za tydzień
bo jadę na wakacje do babci 

 I PROSZĘ WAS O KOMENTOWANIE
a jeśli pod tym rozdziałem nie będzie 
minimum 10 komentarzy to nie wydam 
następnego rozdziału ;P
może to was skłoni do komentowania XD

JESZCZE RAZ 

CZYTASZ = KOMENTUJESZ  
 
 

10 komentarzy: